Una manada de gatos
Tereny => Las => Wątek zaczęty przez: Tanisha w Luty 02, 2013, 13:41:07
-
to wyjąktowe miejsce, pachnie sosnami poza tym jest dużo saren
-
wbiegłam
-
rozejżałam się
-
wybiegłam
-
wbiegłam zobaczyłam czarnego wilka
- hej ty! - warkłam
~hej ~powiedział spokojne wilk
- Co ty tu robisz kim jesteś ?- zapytała spokojniejsza
~jestem Mon przychodzę z watahy Smoka ~
-aha-
~chesz się pobawić ?ze mną?~
-tak - powiedziałam - chodźmy na łakę ok? -
-
~dobra~
powiedział wilk i razem wyszliśmy
-
Wszedłem.Instynktownie poszedłem za zapachem mięsa.Złapałem sarnę,nie mając z nią żadnych problemów.Zacząłem jeść.
-
Najedzony,wyszedłem.
-
Weszłam. Jako że byłam głodna postanowiłam zapolować.
-
Wytropiłam stado saren. Cicho podkradłam się do nich. Wybrałam najsłabszą sztukę. Wybiegłam i skoczyłam na nią łamiąc kark. Zwierzę zginęło na miejscu. Szybko się najadłam. Wybiegłam
-
Wszedłem bezszelestnie i postanowiłem sobie poczekać na sarny.
Tak jak myślałem same przyszły bo mnie nie widziały.
Złapałem przywódcę stada, zjadłem i wyszłem spokojnym krokiem.
-
Weszłam. Usiadłam ale usłyszałam że ktoś idzie. Rozejrzałam się i zobaczyłam kota. Ogromnego lwa. Skoczył na mnie lecz umknęłam. Następnym razem już się nie udało. Zrobił mi głęboką ranę w barku. Upadłam na ziemię. Zobaczyłam tylko że rzuca we mnie kamieniem po czym zapadła ciemność. Straciłam przytomność.
-
Wbiegłem.Już na samym skraju lasu poczułem zapach świeżej krwi.Była to krew Sory.Pobiegłem za zapachem unoszącym się w powietrzu i znalazłem ją.Była nieprzytomna.
-Sora!Obudź się!-mówiłem i szturchałem ją.*Hmmm....Może pójdę po wodę.*
-
Wybiegłem.
-
Byłam nieprzytomna ale jak przez mgłę czułam ból. Później czyjś głos
-
Wbiegłem.Cały mokry podszedłem do Sory i odrobinę zmoczyłem jej pysk.Zaraz potem zacząłem przepłukiwać rany.
-
-Sora...Sora!Obudź się!
-
Obudziłam się. Wstałam. Byłam ogłuszona więc nie wiedziałam kto tu jest. Z tego powodu silnie trzepnęłam Diamonda w łapę
-
Cofnąłem łapę i odruchowo zasyczałem z bólu.
-Sora!To ja!Diamond!
-
-Diamond?
Potrząsnęłam głową. Trochę oszołomiona nie czułam bólu lecz teraz odezwał się podwójnie. Mimowolnie jęknęłam. Spojrzałam na łapę z której sączyła się krew
-
Popatrzyłem za wzrokiem Sory.Łapa cała we krwi nie wyglądała najlepiej.Będąc jeszcze mokrym,spłukałem łapę kotki.
-
-Dzięki.
Podkuliłam łapę pod siebie i kulejąc zaczęłam chodzić szukając śladów
-
-Co ci się stało?-spytałem.Otrzepałem się i usiadłem.
-
-Ktoś mnie zaatakował
-
-Jak to?Nie wiesz kto?
-
-To był lew. Nie znam go
-
Wąchałem powietrze.Faktycznie było czuć ślady lwa...Nie mocno,al jednak.
-
Poruszyłam barkiem.
Ja już idę
-
Mam znaleźć tego lwa,czy sobie darować i iść do Tanishy i Castiela?
-
Wyszedłem.
-
Wyszłam
-
Weszłam. Mimo rany poruszałam się szybko i sprawnie. Znalazłam stadko saren. Wybrałam młode zwierze które nieopatrznie oddaliło się od stada. Przyczaiłam sie i zaczęłam wolo skradać się w kierunku nieświadomego zagrożenia zwierzęcia. Oczy miałam cały czas wpatrzone w zwierzę. Moje futro stanowiło doskonały kamuflarz. Uważałam aby nie nastąpić na gałązki i nienaruszyć liści. Dodatkowo sprzyjał mi wiatr który wiał we mnie nie niosąc mego zapachu ofierze. Wreszcie dotarłam na dostateczną odległość. Szybkim skokiem wylądowałam przy zwierzęciu. Złapałam je za kark próbując udusić. Rozpaczliwie trzymał się życia próbując wyrwać. Nie puszczałam go. Wreszcie udało mi się. Zwierzę wydało ostatni okrzyk i szarpnęło się w agonii. Znieruchomiało na zawsze. Puściłam je i usiadłam dysząc.
-
Zaczęłam jeść. Zjadłam i wyszłam.
-
Weszłam rozejrzałam się
-nikogo nie było.
-
wyszłam
-
Weszłam.
Zauważyłam że to miejsce z mojego snu. Ostrożnie podeszłam do miejsca w którym pojawiłam się w koszmarze i zauważyłam ślady krwi. Mojej krwi.
Krzyknęłam ze strachu a wszystko zaczęło rozmazywać mi się przed oczyma.
Osunęłam się na ziemię, wciąż przytomna ale za słaba by się poruszyć. Mogłam tylko patrzeć jak krew kapiąca z mojego rozciętego boku barwi trawę na czerwono.
-
Nagle nade mną pojawił sie tygrys szablozebny i uśmiechnął sie szyderczo.
-No, no...kogo my tu mamy?-Zapytał patrząc na mnie z pogardą.
-
-Odsun sie.-Syknełam.
Tygrys roześmiał sie tylko i podszedł bliżej mnie.
-Na twoim miejscu uważałbym na to co mówie.-Powiedział przejeżdżając po mojej szyi jednym ze swoich ostrych jak brzytwy pazórów zostawiając głeboki ślad.
Jeknełam z bólu i straciłam przytomnośc.
-
Tygrys wyciągnął pazury i zbliżył je do mojego brzucha.
-
Wbiegłem za hałasem.Zauważyłem nieprzytomnego kociaka.Po chwili zauważyłem tygrysa,mniejszego ode mnie,ale z większymi kłami.Warknąłem.
-
Rzuciłem się na napastnika i wgryzłem w jego łapę.
-
Tygrys rozpłynął się w powietrzu.
-
Lekko zdezorientowany,popatrzyłem wokół.Tygrysa nie było.Podbiegłem do kociaka i wziąłem go w pysk.Wyszedłem z kociakiem.